Bywa czasami tak, że chociaż doskonale zdaję sobie sprawę z wieku i nieco jeszcze ograniczonych możliwości poznawczych mojej półtorarocznej córki oraz z faktu, iż na niektóre pozycje jeszcze trochę (albo i znacznie) za mała, a i tak nie mogę się powstrzymać od upolowania ich do Majkowej biblioteczki. Po prostu jestem niesamowicie ciekawskim stworzeniem i sama strasznie chcę przeczytać dany tytuł, a posiadanie dziecka jest fantastyczną wymówką do nabywania (de facto dla siebie) książek i książeczek dla dzieci. W końcu maluchy tak szybko rosną, ani się obejrzymy, a będą czytać same!
Taką właśnie lekturą jest „Różowa walizka” – jako wielka fanka koloru żarówiastoróżowego zwariowałam na jej punkcie kiedy tylko pojawiła się w zapowiedziach i po prostu musiałam ją mieć. Szczególnie, że wydawnictwo Adamada jeszcze nigdy mnie nie zawiodło i jestem skłonna kupować i polecać ich książki w ciemno.
To niedługa opowieść o małym Beniaminie, którego z okazji narodzin obdarowano najróżniejszymi, najbardziej wymyślnymi prezentami – każdy bowiem starał się podarować maluszkowi coś naprawdę wyjątkowego. Ta sztuka udała się babci, która nie przejmując się opinią innych gości obdarowała wnuka intensywnie różową walizką. Bo kto to widział przynosić noworodkowi walizkę? I to w dodatku w tak nie chłopięcym kolorze? Swoją drogą bardzo podoba mi się obsadzenie babci w roli ofiarodawczyni tego niestandardowego prezentu – w końcu babcie to osoby, stereotypowo kojarzone raczej z konserwatywnym nastawieniem i dużym przywiązaniem do tradycji. Natomiast Babcia Beniaminka okazuje się być rewolucjonistką. Pełną babcinego ciepła i gotową wspierać swojego wnuczka na każdym etapie życiowej drogi.
Tak, jest to niewątpliwie książka o walce z krzywdzącymi stereotypami. Ale również (a może przede wszystkim) o rozbudzaniu kreatywności i niesamowitej sile dziecięcej wyobraźni – walizka – przedmiot o jasno określonym przeznaczeniu, w oczach małego użytkownika staje się łóżeczkiem dla niemowlęcia, garażem dla samochodów, lotniskiem dla papierowych samolocików, stołem dla lalek, instrumentem muzycznym czy chodzikiem dającym oparcie podczas stawiania pierwszych kroków. A potem wyścigówką, a nawet szkolnym tornistrem!
Trudno o bardziej sympatyczną, pełną ciepłego humoru, bajkę o przyjaźni między dzieckiem i „pluszakiem”. O samoakceptacji, posiadaniu własnego zdania i nieprzykładaniu wielkiej wagi do opinii innych. O odwadze bycia sobą nawet mimo przeciwności i dezaprobaty najbliższych. A także o wielkim znaczeniu wsparcia, jakie daje rodzina i o trudnej sztuce kompromisu.
Historii towarzyszą fantastyczne ilustracje – lekkie, przejrzyste, „naskrobane piórkiem”, pozornie niedbałe i wyjątkowo stonowane kolorystycznie – w kontraście do jaskrawej walizki. Bo to właśnie tytułowa walizka zdaje się nadawać życiu Beniaminka barw – zarówno dosłownie, jak i w przenośni – a ilustracje dodatkowo to podkreślają. Osobiście jestem wielką fanką kota, mimiki beniaminkowego taty oraz wzorzystości tapet, podłóg i ubrań bohaterów.
To pozycja obowiązkowa dla małych i dla dużych. Każdy maluch powinien mieć w swoim życiu duchowego przewodnika pomagającego mu wyrwać się ze ściśle określonych, ciasnych schematów, gotowego wesprzeć w trudnych momentach i rozwiać kłębiące się w głowie wątpliwości. I jeśli akurat brakuje w otoczeniu takiego przyjaciela lub członka rodziny, książka Susie Morgenstern świetnie sprawdzi się w tej roli.
Nieszokująca, nie dosadna, niesięgająca po wielkie słowa niezwykle mądra lekcja tolerancji, odwagi i wolności. Mała książeczka o wielkiej treści.
Polecam całym swoim różowym serduchem. Szczególnie, że chociaż czytanie takiej ilości tekstu jeszcze moją Bobasę nudzi, to różowość głównej bohaterki mocno przyciąga jej uwagę. Już niedługo będziemy czytać wspólnie!
Agnieszka
Facebook | Strona www
Czytam emocjami, a moje recenzje to bardziej subiektywne wrażenia z lektury niż poprawne merytorycznie analizy tekstu. Wierzę jednak, że magia książek tkwi właśnie w tych wszystkich sprzecznych emocjach, które w nas budzą. Wybieram to, co akurat mnie zainteresuje nie ograniczając się do ulubionych gatunków. Oceniam po okładce, dlatego czasami coś mnie zachwyci, a czasami trafiam na kompletnego gniota, ale uwielbiam w taki sposób zbierać nowe doświadczania. Mam wielką słabość do literatury dziecięcej i od niedawna mam ją na kim testować.